Data wyjazdu: Lipiec 2024
Czas trwania: 3 dni (w praktyce 2)
Tym razem postanowiłem wybrać się na krótki wyjazd, żeby trochę się zresetować – padło na podróż do Wiednia, stolicy Austrii. Miasto, które często pojawia się jako propozycja na spędzenie weekendu. Nigdy tam nie byłem, więc skorzystałem z okazji, gdy znalazłem odpowiedni termin w lipcu. Trochę nietypowo, bo od środy do piątku.
Podróż zaplanowałem dość spontanicznie. Chciałem maksymalnie wykorzystać czas, ale zastanawiałem się, czy uda mi się zobaczyć wszystkie interesujące miejsca. Na szczęście Wiedeń, z turystycznego punktu widzenia, to według mnie miasto dla starszych ludzi – większość atrakcji to muzea, kościoły i katedry.
Nie było więc zbyt wielu rzeczy, które mnie szczególnie interesowały, więc nie martwiłem się, że czegoś nie zobaczę albo że będę musiał pędzić – a tego nie lubię. W praktyce miałem jeden dzień na porządne spotkanie z tym miastem.
Dzień 1: Pierwsze Spotkanie z Wiedniem
Moją podróż do Wiednia rozpocząłem późno, bo zamiast wylecieć o 18:20, miałem 2 godziny opóźnienia z powodu burzy – samolot, którym miałem lecieć, utknął w Wiedniu.
Transfer z lotniska w Wiedniu
Na szczęście dojazd z lotniska w Wiedniu jest dość prosty. Można skorzystać z droższego pociągu City Airport Train (CAT), który kursuje co 30 minut i kosztuje 12 EUR za bilet jednorazowy lub 21 EUR za bilet powrotny. Alternatywnie, można kupić jednorazowy bilet na zwykły pociąg S7, który jest tańszy – kosztuje 4,30 EUR i również kursuje regularnie. Akurat dobrze trafiłem i długo nie musiałem czekać. Miałem jednak problem z zakupem biletu w automacie, więc ściągnąłem aplikację WienMobil, w której można także kupić bilety na transport publiczny w Wiedniu.
Do planowania podróży zostałem jednak przy Mapach Google i korzystaniu z najprostszego biletu. Później wykupiłem kartę Vienna City Card, która daje zniżki na muzea i pozwala podróżować metrem oraz koleją. Jeśli ktoś dużo zwiedza muzea, to może z nią nawet trochę zaoszczędzić.
Po przylocie wybrałem się na krótki spacer i udałem do pokoju w KIBI ROOMS VIENNA, gdzie chciałem tylko ogarnąć się na następny dzień zwiedzania. Miejsce do spania było całkiem fajne, bo dostęp do hotelu jest za pomocą kodów, tak samo jak do pokoju – nie trzeba martwić się o klucze, co pozwala na zameldowanie się w dowolnym momencie. Chociaż same pokoje nie zachwycają, bo widać, że ktoś chciał ich upchać jak najwięcej. Materace były za miękkie, a w pokoju nie było klimatyzacji. Na plus można zaliczyć mały wspólny kącik i ekspres do kawy.
Przechadzając się ulicami miasta, poczułem, jak jego elegancka atmosfera miesza się z tętniącym życiem metropolii. Miasto mi się podobało, ale nie poczułem, żeby do mnie pasowało. Bardziej spodobał mi się Budapeszt, z którego też za jakiś czas chciałbym wrzucić zdjęcia.
Rano pozytywnie zaskoczyła mnie klatka schodowa i podwórko, które miały naprawdę fajny klimat. Szkoda, że nijak się to miało do pokoi, ale byłem tam tylko spać, więc nie ma co narzekać.
Dzień 2: Sztuka, Rozrywka i Historia
Uniwersytet Wiedeński
Dzień rozpocząłem od wizyty na terenie Uniwersytetu Wiedeńskiego, gdzie miałem okazję zobaczyć, jak wygląda jeden z najważniejszych ośrodków naukowych w Europie. Uniwersytet zachwyca swoją majestatyczną architekturą, a jego kampus jest miejscem, które warto odwiedzić, nawet jeśli nie jest się studentem. Szkoda, że w dużych miastach przestrzeń miejska nie jest projektowana w tak ciekawy sposób. W okolicy uniwersytetu odwiedziłem tor wyścigów konnych Wiener Trabrenn-Verein. To miejsce z bogatą tradycją wyścigów konnych, które sięgają XIX wieku. Wyścigów akurat nie było, ale trafiłem na kilka koni, które biegały od rana po torze.
Prater Park
Następnie udałem się do Prateru, jednego z najstarszych parków rozrywki w Europie. O dziwo, nawet w środku tygodnia i rano, część atrakcji była już dostępna dla odwiedzających. W Praterze spędziłem trochę czasu na zwiedzaniu i podziwianiu konstrukcji, których jest naprawdę sporo! Myślę, że można by spędzić tam parę dobrych godzin, ale dla mnie była to tylko poranna rozgrzewka.
Museum Hundertwasser i jego dom
Museum Hundertwasser i Hundertwasserhaus to też dość ciekawe miejsca do odwiedzenia po parku rozrywki. To miejsca, które opowiadają historię artysty, który je stworzył, a także prezentują inne zmienne wystawy. Wiele osób powiedziałoby, że gość pewnie zażywał coś mocnego, bo budynki nie mają kątów prostych, podłogi są pofalowane, a w wielu miejscach znajdują się nierówno położone mozaiki. Hundertwasserowi zależało, aby stworzyć połączenie człowieka z naturą. Nie wiem, czy okolice centrum miasta to dobry pomysł na takie eksperymenty, ale trzeba przyznać, że artysta miał swoją wizję.
Muzeum trzeba odwiedzić z biletem, ale można zajrzeć do samej kawiarni. Ja się skusiłem na bilet i teraz zastanawiam się, gdzie leży granica między byciem wariatem a artystą. Wiele obrazów tego gościa wygląda jakby malowały je dzieci, ale w sumie podobnie można by powiedzieć o Picassie i innych twórcach sztuki nowoczesnej.
Fajnym miejscem jest też wioska i osiedle, na dachu którego znajduje się podobno jakieś 200 drzew. Wioska to głównie sklepiki z pamiątkami, do których można wejść za darmo.
Pałac Schönbrunn
W drugiej połowie dnia pojechałem odwiedzić Pałac Schönbrunn – dawną letnią rezydencję Habsburgów. Kiedyś mieli rozmach w budowaniu swoich zamków i pałaców – nie wiem, czy trochę nie przesadzali. Będąc tylko na fragmencie trasy zwiedzania, potrzebowałem sporo czasu, żeby zobaczyć kilka pokojów i pomieszczeń. Nie mówiąc już o przejściu po licznych kompleksach ogrodowych, labiryntach czy wejściu na wzgórze z oranżerią. To jedno z miejsc historycznych, które postanowiłem jednak odwiedzić, właśnie ze względu na jego niezwykły rozmach.
Austriacka Biblioteka Narodowa
Na koniec dnia udałem się do Austriackiej Biblioteki Narodowej – jednej z najpiękniejszych bibliotek na świecie. Barokowe wnętrza, tysiące ksiąg i poczucie wszechogarniającej wiedzy zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Wiele osób może mieć skojarzenie z biblioteką z filmów o Harrym Potterze. Po drodze zwiedziłem też trochę centrum miasta i musiałem spławić naciągaczy sprzedających bilety do Opery na ten sam wieczór, mimo że chodziłem w krótkich spodenkach i byłem spocony.
Café Central
Na sam koniec postanowiłem odwiedzić Café Central, bo ostatnio w Budapeszcie odpuściłem sobie wizytę w New York Café. Obie te kawiarnie łączy niesamowity klimat dawnych lat. Oczywiście, trzeba wystać swoje w kolejce, a potem liczyć się z odpowiednimi cenami, jak na najstarszą i najbardziej obleganą kawiarnię w Wiedniu przystało.
Byłem już trochę najedzony, a na kawę było za późno, więc spróbowałem ich domowej mrożonej herbaty. Muszę przyznać, że dawno nic tak dobrego nie piłem. Herbata nie była przesłodzona sztucznymi syropami i nie smakowała jak typowe IceTea z butelki, które nie ma nic wspólnego z prawdziwą herbatą. Do tego zamówiłem sobie czekoladowy deser na ciepło, który był obłędny. Przyznam, że jeszcze chętnie bym tam czegoś spróbował, bo choć muzea i historia mnie aż tak nie porywają, to klimat do picia kawy w takim miejscu bardzo mi odpowiada.
Dzień 3: Powolny Powrót do Rzeczywistości
Następnego dnia miałem już za sobą wszystko, co chciałem odwiedzić, więc wybrałem się na spacer w kierunku dworca. Przy okazji odwiedziłem katedrę
Po drodze zjadłem sznycel w przypadkowej budce i trochę się zawiodłem, ale podobno to po prostu słabsza wersja naszego schabowego, więc może tak powinno być. Na szczęście przed wizytą na dworcu trafiłem na świetną kawiarnię Café Hegelhof.
Refleksje po Podróży
Moja podróż do Wiednia była interesująca, choć miasto zrobiło na mnie mniejsze wrażenie niż inne miejsca, które odwiedziłem ostatnio. Choć odwiedziłem kilka ciekawych miejsc, które zapamiętam, to raczej nie będę polecał Wiednia jako pierwszego wyboru na city break. Miasta niestety mają to do siebie, że można je kochać albo nienawidzić. Ja cieszę się, że nie byłem tam dłużej, bo pewnie już zacząłbym wymyślać na siłę, co jeszcze mogę zobaczyć. Chociaż gdybym był z kimś przejazdem, pewnie odwiedziłbym na spokojnie park rozrywki i skorzystał z paru atrakcji, żeby poczuć się jak dziecko.
Czym fotografuje w podróży?
Tym razem na podróż zabrałem Fuji X100VI. którym mogę fotografować w RAWach i JPEGach, do których dodałem ciekawe profile kolorów, dzięki czemu od razu nadają się do publikacji w internecie. Jednak i tak zgrałem RAWy na komputer i obrobiłem na swój sposób, z wykorzystaniem jednego ze swoich resetów. Chociaż następnym razem chciałbym dojść do takiego workflow, że po wyjeździe interesować mnie będzie tylko ułożenie zdjęć – z czym miałem tym razem lekki problem, bo dawno tego nie robiłem a dużo zdjęć było też często w pionie, co utrudnia układanie ich w poście.